1
2
3
4
5
6
7
8
Niwatori tłumaczył sobie obecną sytuację, tym, że po prostu nie miał wyboru.
Wyjątkowo w tym roku samotnie spędzał swoje urodziny, bo wszyscy jego znajomi wrócili na weekend do domów. Nawet jego plany z Ryouko i Genichim nie wypaliły, bo ktoś tam z rodziny zachorował, bo musieli wracać, bo on miał pracę, bo...
Tak naprawdę powodów było zbyt wiele i Niwa nie próbował już nawet ich wszystkich spamiętać. Fakt pozostawał faktem - Yoshifumi został sam w mieszkaniu i mógł co najwyżej uczcić rocznicę swoich narodzin pijąc do swojego odbicia lustrzanego.
A tu nagle jego kuzyn, Yuu przypomniał sobie o jego istnieniu.
Musiał przyznać, że nie widzieli się od dłuższego czasu. Zbyt długiego. Niwatori dla świętego spokoju postanowił się z nim spotkać, żeby przypadkiem Yuu nie pomyślał sobie, że go ignoruje. Miał tylko szczerą nadzieję, że Yuu nie zabierze go na koncert jakiś przesłodkich koreańskich piosenkarek jak ostatnim razem, gdy się widzieli. To niestety nie była według Niwy definicja dobrego spędzenia czasu.
Godzinę przed spotkaniem Yuu wysłał mu smsa, że przyprowadzi ze sobą jakiegoś przyjaciela. Gdyby Niwatori nie miał już białych włosów, pewnie osiwiałby na sam widok wiadomości. Był niemal pewien, że jego kolega będzie jakimś odpałem prosto z boysbandu. Będzie miał różowe włosy, ubranie z cekinami i będzie prowadził małego yorka na smyczy. Przyjedzie na rolkach. I będzie jadł kimchi. Tak przynajmniej malowała się wizja każdego Koreańczyka w głowie Niwy po tym jak naoglądał się u Yuu programów z zespołami.
Właściwie to york nie był zbyt koreański, ale w wyobraźni Niwatoriego ten element zdawał się jakoś pasować do całej reszty tego... tego czegoś. Albo kogoś.
Dokładnie o piątej zza zakrętu wyłonił się Yuu i zaczął machać jak opętany do Niwy. Pfrrrrtttttttttttt